poniedziałek, 22 listopada 2010

Santiago Sierra. NO

Od 21 do 27 listopada.

W "Ultramarynie" Krystian Krano z niejaką przesadą napisał, że Sierra to arogancki cynik, upokarzający prostych ludzi w swoich artystycznych gierkach przeciw neoliberalnemu systemowi. Pozostawiwszy na boku osobiste bogactwo Sierry, do którego ma prawo, i prawo ludzi, których angażuje do swoich działań, do uczciwego zarabiania w sposób na jaki się godzą, mamy przed sobą artystę inteligentnego, wrażliwego i ironicznego, w tym i autoironicznego, bo również sprzedaż systemowi samego siebie nazywa prostytucją. Faktycznie jest w tym pewna sprzeczność o ile artysta wiarygodny to artysta utożsamiony ze swoim dziełem. Ja artystów z dziełami nie utożsamiam.

To zresztą zastanawiające, że decydujący się na obcowanie z jego sztuką zatrzymują się na tej prowokacyjnej warstwie. Oburza już nie sama nagość wyjętych ze spodni męskich członków czy widok kopulujących par tylko ich "upokorzenie".

Pakowanie ludzi do pudeł, płacenie im za wykonywanie bezsensownych czynności, za rezygnację z intymności, gra sentymentami, szarganie świętości, jak przy "245 m2" w Pulheim to są bardzo dobre instalacje i happeningi. Piętnują dyskryminacje, obnażają mechanizmy, odwracają role. Są dobitne.

A wszystko to piszę dlatego, że do Katowic przyjechało po półtorarocznej podróży przez Europę jedno z wielkich "NO" Sierry i wylądowało w rowie pod murem ASP na Koszarowej, gdzie go wcale nie widać.

Ars Cameralis Silesiae Superioris

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz